grudnia 08, 2014

Co denerwuje początkującą krawcową....po roku od pierwszego szycia:)

Rok temu, na początku mojej szyciowej drogi napisałam post o tym, co deneruje początkującą krawcową (tutaj-klik). Tak umownie nazwałam siebie wtedy krawcową (choć wcale nią nie jestem) i tak nazywam siebie dzisiaj - po roku - bo w sumie fajnie to brzmi:) Droga osoby, która uczy się samodzielnie szyć nie jest usłana różami a spotkania z maszyną nie zawsze kończą się efektem, o którym się marzy. Co tu dużo mówić - nauka szycia na maszynie łatwa nie jest i pisząc to mam na myśli naukę szycia bez szkół i krawieckich mentorów. 

Co denerwowało mnie na początku szyciowej drogi? Co z tych rzeczy denerwuje mnie do dzisiaj? A może pojawiły się nowe okoliczności, które sprawiają, że rwę włosy z głowy, zastanawiam się "po co mi to szycie"?

 Czas na małe podsumowanie:
  1. Kończąca się nitka w bębenku - Ha! Z dumą muszę napisać, że potrafię nad tym panować. Nad nitką oczywiście:) Mniej więcej potrafię już ocenić, na ile szycia starczy mi nitki w zależności od ściegu. Poza tym, nabyłam nawyk sprawdzania, ile jest nitki na szpulce w bębenku zanim rozpocznę szycie, np. kiedy do maszyny siadam po kilku godzinach lub dniach od ostatniego szycia. Coraz rzadziej, a w zasadzie bardzo rzadko, zdarza mi się, że zaskakuje mnie w trakcie szycia brak nitki w bębenku.
  2. Łamiąca się igła - oj, połamałam kilkanaście igieł w pierwszych miesiącach szycia i naprawdę nie wiedziałam wtedy jak i dlaczego. Dzisiaj igły jakoś mi się nie łamią i szczerze nie wiem, dlaczego wtedy namiętnie igły traciłam a teraz nie.
  3. Przyspieszanie maszyny - Roku temu pisałam "Szyłam sobie w miarę równym tempem i nagle "wrrrrr" poszło! Noga mocniej nacisnęła pedał i po szyciu - zawsze podczas przyspieszenia nie panowałam nad materiałem. Efekt prucie i szycie od nowa". Dzisiaj nad maszyną panować potrafię. Nie przyspiesza kiedy nie chcę a w rezultacie nie muszę pruć. Ba! Nawet czasami chciałabym żeby była szybsza....
  4. Prucie - tu się nic nie zmieniło. Pruć nie lubię. Dla mnie to strata cennego czasu i kiedy już dojdzie do sytuacji, że coś spruć jednak muszę, to wtedy złoszczę się sama na siebie. Fakt też jest taki, że sytuacji, kiedy pruć muszę jest zdecydowanie mniej niż na początku szyciowej drogi.
  5. Dokładność - z dokładnością nigdy problemów większych nie miałam, choć przyznaję czasami sama sobie zarzucałam, że się czepiam rzeczy, których powinnam nie widzieć. No, ale już tak mam i tego nie zmienię. Dokładność to jednak cecha, która powinna dominować w szyciu, dlatego akceptuję to i nie dyskutuję. Uważam, że proste szycie to proste krojenie. Ładne szycie to prasowanie w trakcie, wykończenie detali, itp. No nie ma szans, że uda się uszyć, coś ładnego stworzyć siadając do szycia z wygniecionym materiałem, itp.
  6. Cierpliwość - miałam problem z cierpliwością, oj miałam. Chciałam już, natychmiast, teraz. A tak się nie dało. Szybko znaczy powoli. Powoli znaczy szybko. Wyznaję zasadę, że małymi krokami należy posuwać się do przodu, bo takie tempo gwarantuje, że się nie zniechęcę. Nie ma nic bardziej frustrującego jak niemożność uszycia czegoś, co się ma w głowie. Często jednak to coś nie mam szansy uszyć, bo zwyczajnie to jeszcze nie ten etap. O ile daję radę już z prostymi ubraniami o tyle nie rzucam się na szycie płaszczy. Ale kiedyś...:) Cierpliwości, tej szyciowej, już w sobie poszukiwać nie muszę, bo ją w sobie mam i polecam każdemu ją w sobie odnaleźć.

A teraz kilka nowości, czyli elementy, których rok temu nie wskazywałam:
  1. Tempo tworzenia i szycia - och, ja ja czasami cierpię, że szyję, tworzę coś trzy lub cztery godziny a mogłabym to samo zrobić w godzinę. Mogłabym, gdybym dysponowała odpowiednim sprzętem, np. owerlokiem. Nie oszukujmy się - szyjąc jakieś ubranko z dzianiny można je uszyć rach-ciach na owerloku lub znacznie dłużej na stebnówce. Tak się naczytałam, bo doświadczeń nie mam:) Ja na zwykłej domowej maszynie zanim podkleję brzegi dzianiny flizeliną, zanim zszyję, obrębię brzegi to mija czas....Na owerloku można ten sam efekt uzyskać jednym szyciem. Ponoć... Kiedyś sobie kupię tego owerloka:)
  2. Uciekające szpilki - nie wiem jak jest u Was, ale mnie ciągle znikają szpilki. Niby mam podusię na szpilki (synek mi uszył), niby odkładam je na miejsce, ale z szycia na szycie mam ich mniej. Ciągle szpilki dokupuję. Do tego denerwuje mnie jakość szpilek. Bywa, że nowiutkie szpilki wyciągam z woreczka a one nie chcą się wbijać w tkaninę. Oglądam, porównuję i niby takie same jak te, które wchodzą jak w masło.
  3. Wędrujące nitki po domu - mam to szczęście, że mam swój mały pokoik, w którym mieszka maszyna i w którym szyję. Po każdym szyciu sprzątam ścinki, obcięte nitki, itp. Mogłabym powiedzieć, że żadna nitka nie ma prawa wyjść poza ten pokój. A jednak wychodzą i nieproszone łażą po całym domu. Nitki są wszędzie a ja latam z odkurzaczem:)
  4. Prasowanie w trakcie szycia - wiem, że to kwestia organizacji, ale właśnie fakt, że nie mogę tego zorganizować lepiej sprawia, że prasowanie w trakcie szycia doprowadza mnie do szaleństwa. Dlaczego? Po pierwsze nie lubię prasować. Po drugie nie wiem czy tylko ja tak mam czy Wy również, ale często w trakcie szycia mam potrzebę rozprasowania szwów, itp. No i lecę z tym moim kawałkiem uszytka do żelazka, prasuję i wracam. Czasami przy jednej rzeczy biegam tak kilka, kilkanaście razy...Żeby dotrzeć do żelazka muszę pokonać trochę metrów w linii prostej + jakieś 18 schodów. Osłabia mnie to bieganie a nie mam możliwości żelazka ustawić w pokoju, w którym szyję...Planuję jak po nowym roku przeorganizować ten pokój aby w nim szyć i prasować. Muszę sobie też kupić małe żelazko dedykowane specjalnie do szycia.Wtedy będzie łatwiej...
  5. Stopki do zadań specjalnych a raczej ich brak. Naczytałam się o cudownych właściwościach niektórych stopek do szycia i chciałabym wszystkie je mieć. Sopka do marszczenia, stopka do podwijania, stopka do......Po zakupie stopki owerlokowej wierzę, że czasami specjalna stopka potrafi skrócić i umilić szycie. Wiem, mogłabym sobie takie stopki kupić i po temacie. Pewnie sobie je kiedyś kupię, ale na dzisiaj stając przed wyborem - stopka czy materiał - wybieram materiał. No i za każdym razem jak siadam do podwijania spódniczki z koła myślę sobie " jakbym miała stopkę do podwijania to wykończenie tej spódniczki byłoby łatwiejsze" :)
  6. Czas na szycie, którego mam coraz mniej, bo obowiązków coraz więcej. W głowie tyle planów, tyle chęci w rękach a nie mogę usiąść do maszyny tak często jakbym chciała. Z tym pewnie boryka się większość osób szyjących hobbystycznie a nie zawodowo. Pocieszam się, że teraz jak się już tak wyuczę, nauczę dobrze szyć, to na emeryturze będę miło spędzać czas od rana do wieczora przy maszynie:) No, chyba, że będę aktywną emerytką podróżującą po świecie:) Wtedy będę szyć między kolejnymi wyprawami, hihihi.

Jak widzicie rzeczy, które denerwowały na początku teraz już takie problemowe nie są. Za to pojawiły się nowe elementy, które potrafią "umilić" szycie. Niezmiennie jednak uważam, że szycie to fajna sprawa, do którego potrzeba cierpliwości i dokładności. Mimo, że czasami denerwuję się na coś w trakcie szycia, to i tak nie porzuciłabym tego, co odkryłam rok temu i co sprawia mi taką frajdę. 

A Was? Co Was denerwuje? A może nic i szycie jest tylko przyjemnością?



33 komentarze:

  1. Kończąca się nitka w bębenku! To jest coś, na widok czegoś klnę jak prawdziwy szewc.
    Nad tym niestety nie potrafię zapanować:)). I jeszcze zrywanie się nici.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, zrywanie nici? Mnie jeszcze to nie dotyczy:)

      Usuń
  2. Ja też nie panuję nad kończącą się nitką w bębenku, i to jest straszne jak szyję, a tu nagle ciach - trzeba wracać, nawijać, nawlekać, wrrrrr! Ja też szyję od jakiegoś roku i miałam i mam podobne problemy. Chyba każdy na początku musi przez to przejść :)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mnie to rozprasowywanie szwów denerwuje! Ja akurat lubię prasować, ale żeby z każdym szwem latać do żelazka? Zazwyczaj staram się uszyć jednocześnie kilka części, np. rękawy i kilka szwów łączących, które muszę i tak rozprasować, więc robię to hurtowo. Przy okazji prasuje się też jakaś uprana rzecz, bo nie można marnować prądu, a ja pozbywam się wyrzutów sumienia, że szyję zamiast prasować pranie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że te szwy nie denerwują tylko mnie:) Czasami to się zastanawiam czy ktoś w ogóle te szwy rozprasowuje czy tylko ja, hihihi.

      Usuń
  4. Cieszę się ogromnie,że szycie sprawia Ci taką frajdę : ). Ja najbardziej to chyba nie lubię jak szyję jakiegoś uszytka i po wywróceniu na prawą stronę okazuje się,że gdzieś coś za mocno przycięłam i mi się na szwie rozłazi,masakra,szczególnie przy jakichś mikroskopijnych cząsteczkach molekularnych się mi tak zdarza : ( i sru,operacja się niby udała ale pacjent nie przeżył i trzeba go skroić na nowo. A już nie wspomnę o takich dniach,gdzie nitka totalnie nie idzie,zupełnie jakby była meteoropatką i wyczuwała niskie ciśnienie,to chyba tyle,reszta to czysta poezja : ). A no i faktycznie te nieszczęsne szpilki,tępe toto,że szlag człowieka trafia ; ). O i jeszcze mi się przypomniało o igłach do szycia ręcznego: ostry koniec nie chce wbić się w materiał ale ta końcówka z uchem w palec to i owszem,wchodzi jak w masło ; ). Pozdrowionka serdeczne : ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc Moniko to podziwiam każdego, kto potrafi okiełznać te mikro uszytki:)

      Usuń

  5. Od tamego wpisu u mnie niestety dwie rzeczy pozostają constans: ta nieszczęsna nitka w bębenku i naturalnie prucie. No i czasem nadal zbyt gorąca głowa i jakieś banalne acz denerwujące błędy.
    Z "nowości" to podpisuje się pod punktem trzecim: nitki rozpełzają się u mnie po całym domu, są na ciuchach, sofach, dywanie, domownikach i gościach - no wszędzie, jakaś plaga!
    Z resztą sobie jakoś radzę: z dzianin nie szyję ;-) (choć czasem z rozciągliwej bawełny, owszem, owerlok byłby ok, ale nie koniecznie do zbawienia potrzebny); żelazko w odległości metra od maszyny; komplet stopek okazyjnie nabyty; a na szpilki mam jeden niezawodny sposób: igielnik na rękę! Nie rozstaję się z takim niemal od początku, genialny wynalazek, szast i szpilka w tkaninie, prast w igielniku - bez niego jak bez ręki ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja taki igielnik na rękę to od roku planuję uszyć:) Jakoś wciąż tego nie zrobiłam, hm....Chyba muszę sobie zrobić prezent na Święta i wreszcie go stworzę:)

      Usuń
    2. Ja niestety kupiłam swój (parę złotych w pasmanterii), bo on musi mieć wewnątrz coś sztywnego, kółeczko ze sklejki na przykład, szywny plastik itp., żeby te szpilki nie wbijały się w tętnice ;-), a w początkach szycia przerastało mnie wszycie tego czegoś w poduszkę. Teraz może i bym się za to wzięła, ale na razie ten mi służy bez zarzutu, bardzo polecam! To moja domowa biżuteria ;-)

      Usuń
    3. A w mojej pasmanterii takiego cudeńka nie widziałam...

      Usuń
    4. Bardzo prosty sposób jest zrobić taki igielnik na pokrywce od sloika. Pozdrawiam

      Usuń
    5. :)))) Super, dziękuję. Chyba zrobię:)

      Usuń
  6. Wszystko, co piszesz, to prawda! Podpisuję się pod każdym punktem. Ale muszę też napisać, że jednak mi najbardziej w szyciu doskwiera brak czasu (tę nieznośną nitkę w bębenku już na szczęście opanowałam). Ciągle chciałabym mieć go więcej. A tu lipa, mili państwo :)
    A tak poza tym szycie to fajna sprawa i w zasadzie "czysta" przyjemność (czysta w cudzysłowie, bo jednak te nitki się potem walają po całym domu, i trzeba je ganiać z odkurzaczem). Miło mieć świadomość, że się samemu coś użytecznego wyprodukowało :)
    Ps. Ja się tu chyba pierwszy raz wypowiadam, ale czytam, czytam :) Piękne rzeczy szyjesz. Cieszą oko. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, czas to też moja bolączka. Czasami to mam wyrzuty, że wydzieram na swoje szycie minuty z czasu, który mogłabym poświęcić dzieciom, domowi, Moonszowi, hihihi,. No, ale przecież każdy musi mieć te przysłowiowe 5 minut dla siebie, prawda?:)

      Dziękuję i zapraszam częściej - nie tylko do czytania:)

      Usuń
  7. hmm tak sobie mysle ,ze kazdy ma choc male ,ale ma nerwy na konczaca sie nitke w bebenku :) Tak w czasie szycia to jeszcze idzie ,alee jak juz sie ma konczyc robotke to mnie to normalnie piiii piiii haha :) Poznalas siebie sama w ostatnim roku jeszcze lepiej fajnie :)) Pozdrawiam Cie Serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, właśnie mi uświadomiłaś, że mimo, że u mnie ta nitka w bębenku coraz rzadziej mnie zaskakuje to też potrafi lekko zdenerwować:) Nie jest to jednak już tak dominujące jak rok temu:) Pozdrawiam

      Usuń
  8. no to ja nie lubię prasowania w trakcie szycia - a tak prawdę powiedziawszy to w ogóle nie lubię prasować, stopki do zadań specjalnych fajne są i kilka z nich bardzo mi się przydaje, ale też nie przeceniałabym ich możliwości - ot choćby taka do marszczenia - efekt wcale nie zachwyca, no chyba że potrzebne jest delkitane zmarszczenia a nie gęsta falbanka, ale co do szpilek to 100% zgodności, nie wiem jakim cudem ale uciekaja mi z poduszeczki na potęgę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaciekawiłaś mnie tymi stopkami:) Myślisz, że można je sobie odpuścić, bo niewiele zmieniają? A szpilki to moja bolączka - ciągle dokupuję i ciągle znikają. Najlepsze, że się nie znajdują, hm....

      Usuń
    2. Pozwolę się wtrącić: stopka do marszczenia jes ok, trzeba tylko znaleźć odpowiedni stopień naprężenia górnej nici do grubości tkaniny. Ma też fajny myk z wszywaniem takiej falbanki (gęsta też wyjdzie!) bezpośrednio w materiał, korzystam z tej stopki często, ale musiałam się jej nauczyć.
      W ogóle wykorzystuję chyba wszystkie swoje stopki, nawet bawi mnie przyszywanie guzikó maszyną ;-)

      Usuń
    3. Chyba to sprawa osobnicza:)
      Ja na przykład bawię się każdym jednym ściegiem w maszynie, itp.:) guziki maszynę, hehehe też to robię i to wcale nie dlatego, że szybciej czy łatwiej (moim zdaniem dłużej), ale dlatego, że fajnie:)

      Usuń
    4. A propos ściegów: już dawno miałam Ci szepnąć prośbę o jakiś update o Silvercreście (może nawet cały pościk?); mianowicie widzę, że chętnie używasz tych różnych ściegów ozdobnych, a mnie jakoś słabo wychodzą, w sumie korzystam z tych owerlokowych i zygzaka.
      No i tu ta prośba: może jakieś wskazówki, jak dobierasz długość i szerokość ściegów (chyba pytanie o przypasowanie konkretnego ściegu do konkretnych parametrów to już za duży tupet, co?). Ja kombinuję metodą prób i błędów, ale efekty jakieś... nieefektowne ;-) Do tej pory nie za wiele ich używałam, ale Twoje fotki wyglądają tak zachęcająco...
      A druga prośba dotyczy aplikacji, w którymś poście o nich też pisałaś. Z internetową teorią już się trochę zapoznałam, z praktyką tak sobie... Proszę, oświeć mnie jakiej długości i szerokości zygzaka używasz? No i jak wyrabiasz na zakrętach??? ;-)
      Miałabym pewnie jeszcze wiele pytań, ale trochę odwagi brak :)

      Usuń
    5. Rudolfinko-Justynko - dla Ciebie zawsze! Mówisz i masz:) Zrobi się.

      Z aplikacjami rzeczywiście nie jest łatwo. Kwestia metody moim zdaniem. Przyznać się muszę, że jeszcze do dzisiaj czasami mi się zapomni i aplikacja przyszyta jest hm...tak se:) Wg moich standardów "tak se", Moonsz mówi, że marudzę:) Też się zrobi specjalnie dla Ciebie. Szerokość i długość zależy od materiału, efektu jaki chcę uzyskać, itp. Postaram się pokazać i opisać w osobnym poście. Buziole!

      Usuń
    6. O rany, tyle prezentów naraz, z radości się nie pozbieram! Osobny post to już pełnia szczęścia :)))
      Dziękuję Ci stokrotnie, będę cierpliwie-niecierpliwie czekać na poradnik - chcę, bardzo chcę osiągnąć Twoje standardy "tak se"! ;-)

      Usuń
    7. Mówisz i masz:) Gorący pościk już czeka:)

      Usuń
  9. A mi najbardziej przeszkadza, że póki co nie mam miejsca na pozostawienie maszyny na stałe, więc za każdym razem muszę ją chować i wyciągać na nowo, zwłaszcza, że przyjmuję klientów w domu i muszę mieć porządek (branża nieszyciowa).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jakbym tak musiała z tą maszyną latać to też pewnie by mnie to w którymś momencie zaczęło uwierać. W sumie to już nie będę narzekać, bo uciekające szpilki, nitki i inne małe upierdliwości są niczym, kiedy mogę w każdej chwili zamknąć drzwi i nie widzieć niedokończonej szyciowej pracy w sytuacji, gdy do drzwi dzwoni dzwonek:)

      Usuń
  10. Bardzo ciekawy post, a co ciekawsze mam identyczne odczucia! Prasowanie, niewbijające się szpilki, ciągły brak czasu i nitki, wszędzie nitki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Haha :) tak czytam i czytam, i nie wiem czemu tak jest, ale zawsze się człowiekowi wydaję że takie trudności dotyczą tylko jego :) że każdemu to tak wszystko wychodzi szybko, pięknie i bez trudu :) A rzeczywistość jest zupełnie inna. Dobrze przeczytać takiego posta, bo jakoś tak lżej na duchu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, uwierz, że wcale to tak bez trudu nie idzie:) Trzeba się napocić, nakombinować...czasami napruć:)

      Usuń
  12. Jak coś nie wyszło np. ścieg wyszedł krzywo, coś zjechało z linii prostej i trzeba pruć. Rada w sprawie szpilek: polecam kupić szpilki te w pudełku przezroczysto- niebieskim, z kolorową główką, są też różne rozmiary tych szpilek,są droższe bo kosztują ok. 7-8zł ale są lepsze bo nie zaciągają delikatnej tkaniny i wbijają się do tkaniny za każdym razem.

    OdpowiedzUsuń

Zaangażowałam się w 100% tworząc ten post. Teraz czas na Ciebie, bo przecież wspólnie tworzymy ten blog, choć ja nim administruję. Będzie mi niezwykle miło, jeżeli:

a) zostawisz komentarz pod wpisem - każde Twoje słowo to dla mnie cenna wskazówka i sygnał, że jesteś ze mną
b) polubisz mój profil na FB - dzięki temu będziemy w ciągłym kontakcie
c) możesz mnie śledzić na Instagram i Pinterest, gdzie oprócz szyciowych tematów pokazuję troszkę mego prywatnego życia, ale uprzedzam - nie robię tego zbyt często (brak odpowiedniej ilości czasu)

Jeżeli ten wpis uważasz za cenny, podziel się nim proszę ze znajomym, udostępnij na swoim profilu w mediach społecznościowych.

TOP